24.12.2013

PERU W PRAKTYCE, czyli jak nie zginąć w Kraju Inków

(Artykuł pojawił się wcześniej w portalu Monoloco)

Przed wyjazdem do Peru nasłuchałam się i naczytałam wielu mrożących krew w żyłach historii o tym, co może mnie w tym kraju spotkać – począwszy od kradzieży, poprzez trzęsienia ziemi, a na tropikalnych chorobach skończywszy. Pewnie spotykają się z nimi wszyscy, którzy jadą do jakiegokolwiek kraju Ameryki Południowej. Przez kilka miesięcy pobytu nie spotkało mnie jednak nic złego i do dziś nie wiem czy to dlatego, że te straszne historie – jak to zwykle bywa – są wyolbrzymione, czy po prostu miałam wielkie szczęście. Jedno nie ulega wątpliwości: do Peru na pewno wybrać się warto. Dzielę się więc z wami kilkoma poradami co do tego, jak sobie poradzić w Kraju Inków i spostrzeżeniami na temat peruwiańskiej rzeczywistości.


1. Lądowanie w Limie
Najprawdopodobniej większość przylatujących z Europy (o ile nie wszyscy) wyląduje w stolicy kraju, Limie. I jeśli jest to wasze pierwsze zetknięcie z tym miastem, musicie wiedzieć, że lotnisko znajduje się w Callao, części stolicy, która cieszy się sławą niebezpiecznej. Dlatego, aby wydostać się z lotniska, koniecznie weźcie porządnie oznakowaną taksówkę. Dlaczego porządnie oznakowaną? Otóż co trzeci samochód na ulicach Limy to taksówka, tyle że wiele z nich nie należy do żadnej firmy, ma przylepioną na szybie karteczkę z napisem „taxi” i choć często kosztuje taniej niż oficjalne taxi – może być niebezpieczne. Prawdopodobnie większość z nich dowiezie nas bezpiecznie we wskazane miejsce, ale zdarzały się też i zdarzają porwania turystów w celach rabunkowych, dlatego lepiej zapłacić kilka soli więcej dla pewności. I tu pojawia się kolejny problem – no właśnie, ile zapłacić? Dopóki nie zorientujemy się w cenach obowiązujących za kursy, trzeba uważać, żeby nie dać się naciągnąć i przede wszystkim ustalić cenę z góry, zanim wsiądziemy do samochodu. W przypadku oficjalnych firm, na lotnisku znajdziemy cennik, który mówi, ile zapłacimy za kurs do konkretnej dzielnicy. Np. do dzielnicy Pueblo Libre, gdzie mieszkałam, kurs z lotniska kosztował ok. 30 soli, do dzielnic turystycznych takich jak Miraflores czy Barranco cena będzie na pewno dużo wyższa. Ze znalezieniem taksówki nie będziemy za to mieć problemu – wystarczy wyjść przed budynek lotniska i zostaniemy zasypani propozycjami.


2. Jak poruszać się po mieście?
Lima jest dziesięciomilionowym molochem, więc przemieszczanie się z jednej dzielnicy do drugiej może zająć sporo czasu. Jeśli mamy go w nadmiarze, a do tego chcemy zasmakować lokalnego kolorytu, polecam poruszanie się omnibusami i „combi”. Jest to najtańsza opcja, choć są bardzo zatłoczone i trzeba mieć oczy dookoła głowy, aby nie zostać okradzionym. Przystanki są wszędzie, gdzie jest taka potrzeba – tylko w samym centrum są oznaczone, we wszystkich innych miejscach wystarczy pomachać ręką i kolorowy autobus się zatrzyma. Każdy ma „naganiacza”, który wykrzykuje głośno kierunek jazdy. Jeśli mamy wątpliwości, czy to na pewno nasz autobus (nigdzie nie ma rozkładów jazdy), można zapytać o to naganiacza, którego można też poprosić, aby wskazał nam, gdzie mamy wysiąść. Ile zapłacić? Najlepiej spytać innych pasażerów, ile kosztuje kurs w konkretne miejsce, bo ceny raczej nie zgadzają się z tym, co widnieje na bilecie. Jeśli jedziemy jedną prostą – zazwyczaj jest to 50 centimos, jeśli trasa jest dłuższa i bardziej zawiła – 1 sol, a za ponad godzinny przejazd z mojej dzielnicy do turystycznych Miraflores czy Barranco płaciłam 1,5-2 sole. Prawda, że tanio?
Jeśli jednak nie mamy czasu lub boimy się lokalnego transportu Limy (potrzeba dobrych paru dni, żeby ogarnąć jego funkcjonowanie), wystarczy zatrzymać się na ulicy i machnąć ręką na taksówkę – najlepiej zaproponować na początek swoją cenę, np. „Miraflores, 10 soles?”. Taksówkarz pewnie zacznie się targować. Jeśli odjedzie bez nas – znaczy, że przesadziliśmy i faktycznie mu się nie opłacało. Jeśli jesteśmy grupką, bardzo opłaca się wziąć taxi, bo cenę dzielimy na liczbę osób i transport przez pół miasta kosztuje nas np. 2 sole, czyli niewiele więcej niż autobusem (do peruwiańskich samochodów mieści się wielu pasażerów – nas zmieściło się kiedyś siedmioro w jednej taksówce).
Na obrzeżach miasta i też w mniejszych miastach i miasteczkach Peru (na zdjęciu poniżej miasto Ica) dobrym i tanim środkiem lokomocji jest też „mototaxi”.




3. Waluta i ceny
Peruwiańska waluta to „nuevo sol” (PEN), jego nazwa oznacza dosłownie „nowe słońce”. W tej chwili jeden sol to około 1,20 PLN. Jeśli chodzi o ceny, to są porównywalne do cen polskich, niektóre produkty są tańsze (bardzo tanie i pyszne warzywa i owoce), niektóre droższe (nabiał), inne w podobnych cenach (pieczywo, książki, ubrania, pamiątki).
Uwaga, powszechnie przyjmowane są też w Peru amerykańskie dolary (USD). Można je wypłacać w bankomatach, czy płacić nimi w supermarketach. W bardzo turystycznych miejscach często podawane są ceny w dolarach. Zdarza się, że tam, gdzie Peruwiańczyk płaci 10 soli, turysta musi zapłacić 50 dolarów (słynny przykład pociągu do Machu Picchu). Inne ceny wejściówek do sławnych zabytków dla obywateli kraju i dla zagranicznych turystów to niestety norma. Turystyczne miejsca niestety są przez to drogie dla Polaków i jeśli wciąż jesteście studentami, warto mieć ze sobą kartę ISIC, która gwarantuje wiele zniżek.
Z mojego doświadczenia wynika, że przy dłuższym pobycie najlepiej mieć konto walutowe w dolarach i nie wypłacać z bankomatów bezpośrednio soli (niekorzystny przelicznik), ale wypłacać dolary i wymieniać je na sole w kantorach.
To, ile będziemy płacić, zależy jednak od wielu czynników. Jeśli wybierzemy drogie hotele lub turystyczne restauracje, musimy liczyć się z europejskimi cenami. Warto jednak zatrzymywać się w hostelach dla „backpackersów” lub lokalesów (15-30 soli za noc) i jeść w barach, na rynkach lub ulicznych stoiskach – tam, gdzie jedzą Peruwiańczycy (1 sol za pyszny kawał domowego ciasta, 1 sol za wielką szklankę świeżego soku z pomarańczy, kawałek arbuza lub ananasa, 6-8 soli za dwudaniowe menu z deserem, 2-3 sole za obfite śniadanie).
Jeśli chodzi o targowanie się, można to robić np. o cenę wycieczki w lokalnym biurze podróży czy o taksówkę, natomiast nie zawsze jest godne polecenia przy kupowaniu pamiątek. Jeśli widzimy, że ktoś ewidentnie próbuje nas naciągnąć, można się targować. Jeśli kupujemy gdzieś więcej przedmiotów, także możemy prosić o zniżkę, zazwyczaj w każdym przypadku opuszczą nam cenę o kilka soli. Jednak targowanie się w Peru nie jest ulubionym „sportem” tak jak w krajach arabskich i czasem jest nie na miejscu – kiedy widzi się smutne twarze czy spracowane ręce Indianek, sprzedających rękodzieła w Andach, można mieć raczej wrażenie, że okrada się te osoby, które i tak niewiele mają na życie. Osobiście wolę zapłacić kilka soli więcej za spokój sumienia.


4. Jak ochronić się przed kradzieżą?
Generalnie nie ma wielu ludzi, którzy wyjeżdżając z Peru po długim pobycie mogą powiedzieć, że ani razu nie zostali okradzeni. Zdarzyło się to nawet mojemu znajomemu, który mieszka już w Peru od kilku lat i wydawałoby się, że wie, jak należy się pilnować. Cóż, ja miałam widocznie wielkie szczęście. Jak zmniejszyć ryzyko bycia obrabowanym? Przede wszystkim nie nosić ze sobą wielu cennych rzeczy i nie w miejscach rzucających się w oczy. Ja zazwyczaj w ogóle nie miałam ze sobą portfela – brałam odliczoną sumę pieniędzy, których spodziewałam się potrzebować i rozkładałam je po kilku różnych kieszeniach (najlepiej wewnętrznych kieszeniach kurtki czy bluzy). Przy dłuższych wycieczkach nie należy trzymać wszystkich pieniędzy i kart do bankomatu w jednym miejscu. Koniecznie trzeba mieć przy sobie kopie dokumentów, a oryginał paszportu niech leży bezpiecznie gdzieś w szufladzie czy schowku. Lepiej mieć plecak niż torbę przewieszoną przez ramię (trudniej go wyrwać) i w zatłoczonych miejscach (a najlepiej zawsze) nosić go z przodu. W restauracjach nie spuszczajmy plecaka czy torby nawet na chwilę z oka – trzymajmy go na kolanach, a nie pod stołem czy obok krzesła, a jeśli jest za duży i musimy go postawić na ziemi, przywiążmy go lub przypnijmy do nogi krzesła, albo najlepiej do swojej nogi. W wielu barach zdarzało się, że obsługa sama nam to zalecała, bo nikt nie bierze odpowiedzialności za nasze rzeczy. Kolejna zasada to nie zapuszczać się samemu w podejrzane miejsca (np. nie chodzić w dzielnice slumsów bez towarzystwa lokalnych mieszkańców), a już zwłaszcza nie po zmroku. I ogólnie – kierować się zawsze zdrowym rozsądkiem, bo przecież na dobrą sprawę, jak ktoś jest nieostrożny, to niebezpieczne przygody, napady i kradzieże zdarzają się dość często również w Polsce.



5. Choroby i kataklizmy
Wielkiego trzęsienia ziemi, które miało zmieść pół Limy i którego mieszkańcy spodziewają się od pewnego czasu, na szczęście nie doświadczyłam. Jednak niewielkie wstrząsy zwane „temblores” zdarzają się w Peru bardzo często i nie ma co wpadać z ich powodu w panikę. W większości budynków są oznaczone bezpieczne strefy, w których należy schronić się w razie trzęsienia – ściany, które teoretycznie nie powinny się zawalić. Wielkich kataklizmów też w historii kraju było kilka, niestety siłom natury zaradzić nie ma jak, więc jedyne co nam pozostaje to nie martwić się na zapas, dopóki nie znajdziemy się w centrum apokalipsy.
Uchronić za to możemy się przed niektórymi chorobami – myjąc ręce przed jedzeniem, myjąc owoce i warzywa w przegotowanej wodzie, nie pijąc wody z kranu ani z innych niejasnych źródeł. Przez pierwsze dni należy być ostrożnym z jedzeniem, bo flora bakteryjna żołądka musi się dostosować do nowych warunków. Zdarzają się często zatrucia pokarmowe wśród podróżników, ja jednak jadłam wszystko (również ze stoisk ulicznych) i nic mi nigdy nie było.
Dobrze jest zaszczepić się na WZW A i WZW B, a jeśli wybieramy się w region dżungli amazońskiej, najlepiej także zrobić sobie ważną przez 10 lat szczepionkę przeciwko żółtej febrze. Malaria nie występuje raczej za często w Amazonii peruwiańskiej, ja nie brałam żadnych leków antymalarycznych, najlepiej chronić się po prostu dobrze przed ugryzieniami owadów (silne środki przeciw insektom, długie rękawy).
W Andach łatwo jest o „soroche” – chorobę wysokościową. Może nas dopaść zwłaszcza wtedy, gdy zmiana wysokości będzie zbyt gwałtowna, np. gdy przylecimy z Limy do Cuzco samolotem. Przebycie drogi autobusem daje nam większą możliwość powolnej aklimatyzacji, ale też każdy przypadek jest indywidualny. I tu znów – ja nie odczułam żadnych dolegliwości związanych ze zmianą wysokości, mimo że były to moje rekordy. No, może nieco szybciej się męczyłam przy wchodzeniu pod górkę.


6. Czym podróżować po kraju?
We wszystkie turystyczne miejsca można dostać się autobusem. Z Limy można też dostać się samolotem do innych ważniejszych miast Peru (np. Arequipa, Cuzco, Iquitos). Pociągi nie kursują na zbyt wielu trasach i przeważnie są drogie (Cuzco-Aguas Calientes, Cuzco-Puno). Między mniejszymi miejscowościami jeździ wiele lokalnych busików, którymi przemieszczają się Peruwiańczycy i kosztują niewiele (1,5-5 soli na kursy pomiędzy miejscowościami w Świętej Dolinie Inków), ale na dłuższe trasy (Lima-Cuzco, 21 godzin podróży, kręte andyjskie drogi) nie polecam niesprawdzonych, rozklekotanych autobusów, ale porządne firmy przewozowe (np. Cruz del Sur, Ormeño) ze względu na dużą ilość śmiertelnych katastrof, które się wydarzyły ostatnimi czasy, a spowodowane były nieostrożnością kierowców na niebezpiecznych górskich trasach. Zwykłe autobusy zatrzymują się też w różnych nieoznakowanych miejscach, by „zgarnąć” pasażerów, przez co zdarzało się, że wszyscy podróżujący przykładowo padali ofiarą napaści. Autobusy Cruz del Sur są uznawane za najbezpieczniejsze i najbardziej komfortowe. Bilety w normalnych cenach są też niestety drogie, ale jeśli kupuje się je z dużym wyprzedzeniem czasowym (można to zrobić przez stronę internetową), można znaleźć kilka miejsc w taryfie o nazwie „insuperable”, które są najtańszą opcją z możliwych, tańszą niż zwykłe autobusy lokalne. Zazwyczaj wystarczał tydzień wyprzedzenia, aby udało mi się kupić tanie bilety w Cruz del Sur.


7. Co jeść?
Jak już wspominałam, polecam jedzenie na ulicznych straganach i na rynkach tego wszystkiego, co jedzą Peruwiańczycy w danym miejscu. Zachwyci nas przede wszystkim bogactwo owoców. Wielu z nich próbowałam po raz pierwszy w życiu: chirimoya, lucuma, granadilla, a inne, takie jak ananasy czy mango miały niepowtarzalny, soczysty smak, którego nie mają w Polsce. Poza tym każdy region szczyci się jakimś specjałem i tak na przykład na wybrzeżu koniecznie trzeba spróbować ceviche, narodowej potrawy Peru, która składa się z kawałków surowej ryby marynowanej w soku z limonki z dodatkiem cebuli, papryki, kolendry, w towarzystwie kukurydzy gotowanej (choclo) i prażonej (canchita), yuki i słodkich ziemniaków camote. W Arequipie króluje nadziewana mięsem, ostra papryka rocoto relleno w towarzystwie ziemniaczanej zapiekanki pastel de papa, a w regionie Andów spróbujemy wyśmienitych zup na bazie drobnej kaszy quinua albo pieczonej w całości świnki morskiej zwanej cuy (której nie odważyłam się spróbować). W Amazonii zjemy juane, kulę z ryżu z kurczakiem i jajkiem zawiniętą w liście, pieczone lub gotowane banany (odmiana niesłodka, smakuje jak ziemniak) lub suri, szaszłyki z wielkich tłustych larw. Desery zaskakują tym, jak bardzo są słodkie (mnóstwo z nich robi się na bazie kajmaku), polecam ciastko zwane alfajor, którego są niezliczone rodzaje w zależności od miejsca, ale składają się zawsze z dwóch warstw ciasta, pomiędzy którymi znajduje się słodka masa krówkowa. Narodowym drinkiem jest pisco sour, składający się z lokalnej wódki z winogron zwanej „pisco”, soku z limonki, trzcinowego cukru i pianki z ubitego białka.
W każdym mieście znajdziemy też mnóstwo chińskich restauracji zwanych „Chifa” (są niemal na każdym kroku!). Większość serwuje podobne menu, w którym nie może zabraknąć smażonych pierożków wantan, kurczaka, ryżu i słodziutkiego sosu. Osobiście zakochałam się w tej peruwiańskiej odmianie kuchni chińskiej.
Nie sposób wymienić tutaj wszystkich potraw, ale Peru jest bardzo bogate kulinarnie, a oprócz lokalnych barów posiada też wykwintne restauracje. Peruwiańska kuchnia uchodzi ostatnimi czasy za jedną z najlepszych na świecie!




8. Gdzie jechać?
Ostatnia, ale i najprzyjemniejsza część – gdzie właściwie jechać? A jak już będziemy wiedzieli gdzie, to jeszcze musimy wiedzieć kiedy, aby na przykład pora deszczowa nie popsuła nam wyjazdu.
Wielu podróżników twierdzi, że największe atrakcje Peru są przereklamowane, że są zadeptywane, że tłok, że komercja. Być może. Mimo wszystko jednak nie wyobrażam sobie, by móc opuścić Peru i nie zobaczyć Machu Picchu, jeziora Titicaca czy kanionu Colca. W końcu z jakiegoś powodu stały się słynne, a Machu Picchu o świcie robi tak ogromne wrażenie, że zaraz zapominamy o olbrzymiej kolejce przy wejściu, cenach biletów i grupach turystów.

Tak więc najpierw największe atrakcje kraju: Lima (centrum historyczne w okolicach Plaza de Armas, kosmopolityczna dzielnica Miraflores i artystyczne Barranco, ciekawe muzea archeologiczne ze sztuką prekolumbijską), Cuzco, stolica dawnego państwa Inków, inkaskie ruiny wokół miasta (Tambomachay, Pukapukara, Q’enko, Sacsaywamán), miejscowości w Świętej Dolinie Inków (Pisac, Urubamba, Ollantaytambo), Aguas Calientes i ruiny Machu Picchu, jezioro Titicaca (Puno, pływające wyspy Uros, wyspa Taquile i Amantani, gdzie można przenocować w domu lokalnej rodziny), Ica i Huacachina (miasto i oaza położone na pustyni), tajemnicze rysunki na płaskowyżu Nazca, bogaty przyrodniczo półwysep Paracas i wyspy Ballestas, Arequipa i eksplorowany po raz pierwszy przez Polaków kanion Colca, kolonialne Trujillo i prekolumbijskie ruiny w pobliżu miasta, Park Narodowy Huascarán dla miłośników wysokogórskich wędrówek z bazą wypadową w mieście Huaraz, czy wreszcie dżungla amazońska (moja trasa prowadziła przez miasto Tarapoto, rzeką Huallaga do rezerwatu Pacaya-Samiria, a później rzekami Ukajali i Amazonką do Iquitos).
Są też miejsca mniej znane i rzadziej odwiedzane, a równie ciekawe, szczególnie dla miłośników archeologii i prekolumbijskich ruin, których w Peru jest niezliczona ilość – na przykład stanowisko Chavín de Huántar lub Caral, najstarsze miasto obu Ameryk. Jest region Selva Central w regionie Oxapampy, dżungla bliżej Limy jeśli ktoś nie może wybrać się w rejon Iquitos, są góry, kaniony i wodospady mniej znane i rzadziej odwiedzane jak kanion Cotahuasi czy wodospad Gocta, miasta mniej turystyczne jak Piura na północy, czy ruiny nie tak sławne, a tak imponujące, jak te ukryte w okolicach Chachapoyas.
Historia, kultury, tradycje, tereny, które wciąż czekają w Peru na odkrycie. Jeśli macie mnóstwo czasu, warto eksplorować rzadziej odwiedzane miejsca. Jednak jeśli wasz pobyt w Peru jest czasowo ograniczony, polecam odwiedzić mimo wszystko te najsłynniejsze zabytki, gdyż nie bez powodu są tak sławne na całym świecie.



9. Kiedy jechać?
Jeśli chodzi o Limę to przez 9 miesięcy w roku (mniej więcej od marca do listopada) miasto spowija wilgotna mgła zwana garúa. Niebo jest białoszare i słońca nie widać (co nie oznacza, że nie grzeje, o czym łatwo przekonają się osoby z jasną karnacją). Zima trwa od lipca do października i temperatura nie spada raczej poniżej 15 stopni, ale wysoka wilgotność sprawia, że odczuwamy chłód. Lato (grudzień-marzec) jest za to zwykle gwarancją upału i błękitnego nieba. Deszczu ani śniegu nie ma wcale.
Jeśli znudzi nam się bezbarwne niebo Limy, wystarczy wyjechać dwie godziny na północ lub południe wzdłuż pustynnego wybrzeża, by przez cały rok cieszyć się gorącym słońcem. Jeśli chodzi o Andy i Amazonię to pora deszczowa w tych regionach trwa mniej więcej od listopada do marca. Wtedy nie warto raczej wybierać się w góry (w lutym na przykład nieczynne jest słynne Inka Trail, a Machu Picchu co prawda można odwiedzić bez tłumu turystów, ale spowite jest mgłą). Ja odwiedziłam w listopadzie Huaraz i okolice, i większość szczytów była niewidoczna, a ruiny zwiedzałam w deszczu. Co innego z Amazonią – w porze deszczowej ma wiele uroków, bo wody wzbierają i można na przykład podziwiać dzielnicę „pływających domów” Belén w położonym wśród dżungli mieście Iquitos. Jeśli jednak wybieramy się w głąb selwy, lepiej wybrać porę suchą. Ja odwiedzałam rezerwat Pacaya-Samiria w październiku i był to idealny czas, tuż przed porą deszczową. Wody wezbrały już na tyle, że nie było problemu z przemieszczaniem się czółnem po drobnych rzeczułkach, a jednocześnie wciąż świeciło mocne słońce i można było zaobserwować mnóstwo gatunków zwierząt, które w porze deszczowej chowają się w głębi lasu.


Mam nadzieję, że ten zbiór subiektywnych, praktycznych informacji o Peru przyda się komuś, kto planuje podróż do tego fascynującego kraju, a wciąż trochę się boi. Nie ma czego, a naprawdę warto jechać! Zdarzało mi się podróżować po Peru samej i spotykałam się raczej z życzliwością i pomocą spotkanych ludzi. Jak w każdym miejscu, trzeba jednak zachować trochę zdrowego rozsądku i niezbędnej ostrożności. 
Buen viaje!

2 komentarze:

  1. Bardzo dużo przydatnych informacji w jednym miejscu, z pewnością twój wpis pomoże wielu osobom, które planuję wyprawę do Peru. Co do miejsc turystycznych, to zgadzam się z Tobą - z jakiegoś powodu są one tak popularne i głupotą byłoby ich nie zobaczyć. Z drugiej strony na pewno warto zostawić sobie trochę czasu na odkrywanie mniej znanych perełek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak :) Mam nadzieję wrócić do Peru wkrótce i poodwiedzać więcej miejsc z dala od utartego szlaku, na które zabrakło mi czasu kiedy tam mieszkałam :)

      Usuń

O MNIE

Ola, studentka filologii hiszpańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pobyt w Peru to spełnienie moich marzeń. Serdecznie zapraszam do poznawania wraz ze mną tego fascynującego kraju! Kontakt

CHCESZ UCZYĆ SIĘ HISZPAŃSKIEGO? JEŚLI JESTEŚ Z KRAKOWA TO ZAPRASZAM NA LEKCJE DO MNIE! Kontakt powyżej :)

Zainteresowanych zapraszam również na mojego bloga poświęconego hiszpańskiemu Camino de Santiago.


SOBRE MÍ

Me llamo Ola, soy estudiante de Filología Hispánica en la Universidad Jaguelónica de Cracovia. La estancia en Perú es mi sueño cumplido.
Queridos amigos hispanohablantes, perdón por los errores, todavía me queda mucho que aprender.

Archiwum / Archivos