15.02.2013

Amazonia IV

Część czwarta - podróż rzekami Marañón i Amazonką

W Lagunas dowiaduję się, że tej nocy będzie przepływał rzeką statek w kierunku Iquitos. Niestety dopiero około 5 rano. Kupuję w porcie bilet i wynajmuję pokój, aby doprowadzić się do porządku po wyprawie w głąb dżungli i odpocząć przed dwudniową podróżą statkiem. O 3 w nocy Lagunas ukryte jest w ciemnościach. Znajomy zawozi mnie skuterem do portu, gdzie czekają też inni pasażerowie. Znów okazuje się jak wiele mam szczęścia: niektórzy czekają od kilku dni na statek do Iquitos, który powinien był już dawno wypłynąć z Yurimaguas! Widocznie czekał specjalnie na mnie… Jest zdecydowanie większy niż łódź, którą płynęłam do Lagunas, nazywa się “Eduardo II”. Wieszam swój hamak wśród innych na dolnym pokładzie i próbuję zasnąć jeszcze chociaż na chwilę. Znajduję się blisko kotłowni, stąd duży hałas, ale też blisko łazienek i kuchni, więc wciąż kręcą się obok ludzie. Rano głośny gong ogłasza śniadanie, wszyscy ustawiają się w kolejce do kuchni z plastikowym pojemnikiem w ręku. Przez najbliższe dwa dni życie na statku będzie toczyć się zgodnie z rytmem posiłków.

Skoro mam tu spędzić tyle czasu, to trzeba zacząć oswajać się nie tylko z przestrzenią, ale i z sąsiadami. Zauważam starszą panią, która spaceruje po pokładzie… z pieskiem. Zagaduję i rozpoczynamy rozmowę. Magia podróżowania znów się uruchomiła: przez najbliższą godzinę słucham niesamowitych opowieści o hiszpańskich przodkach kobiety przybyłych do dżungli w poszukiwaniu przygód, w tym o wuju, który nazywał się Alfonso Graña i stał się królem indiańskiego plemienia jíbaros. Po powrocie z podróży odkopałam jego historię w Internecie i okazała się prawdziwa! Kiedy kobieta dowiaduje się, że jestem z Polski, opowiada mi też jak w czasach jej młodości Jan Paweł II odwiedził Iquitos, jak przyśniła jej się postać papieża, który wskazywał jej numer na loterii i jak potem w tej loterii wygrała swój dom. Jest pewna, że to dzięki papieżowi poznała swojego męża i ma wspaniałe dzieci. Teraz płynie z córką na spotkanie swojego syna i męża, który jest inżynierem geologiem i pracuje nad budową kolei, która za kilka lat ma połączyć Yurimaguas z Iquitos.

To nie koniec niezwykłych znajomości. Kiedy inni pasażerowie orientują się, że mówię po hiszpańsku, sami zaczynają rozmowę. Tak jest w przypadku młodej pani w ciąży, która podróżuje z mężem i ma swój hamak obok mojego. Ma na imię Rosa i kiedy dowiaduje się, że odwiedziłam Pacaya-Samirię zaczyna mi opowiadać o swoim ojcu, który również był przewodnikiem w czasach kiedy była małą dziewczynką. Od opowieści o dżungli przechodzimy do rozmów o życiu, miłości, związkach i dzieciach, uśmiechu… Rosa mówi przez cały czas, przekrzykując hałas kotłów. Jest niesamowitą, wesołą i otwartą kobietą, która przekazuje mi wiele życiowych mądrości.

Krajobrazy znów są typowo amazońskie: szeroka rzeka w kolorze brunatnym, a na obu jej brzegach zielony gąszcz dżungli. Od czasu do czasu naszym oczom ukazują się małe wioski, często przybijamy do brzegu, zmieniają się pasażerowie i towary, w pewnym momencie pojawiają się sprzedawcy zielonych i skrzeczących papug, w które zaopatrują się niektórzy z podróżnych. Kuchnia wydaje posiłki, ale Rosa przez cały czas częstuje mnie dodatkowo słodyczami lub przedziwnymi owocami. Niektórych próbuję po raz pierwszy. W końcu nastaje noc, którą spędzam w moim hamaku. Co za wygodny sposób podróżowania!

Następnego ranka okazuje się, że dopłyniemy z dużym opóźnieniem do Nauty. Nauta jest miasteczkiem, które jest już połączone drogą z samym Iquitos i zajmuje dwie godziny pokonanie tej drogi. Blisko Nauty rzeka Marañón, którą płynęliśmy do tej pory łączy się z rzeką Ukajali, aby dalej płynąć już pod słynną nazwą Amazonki. Wody obu rzek mają nieco inne kolory i widać doskonale miejsce, w którym się łączą. Zostaję na pokładzie, aby kontynuować podróż do Iquitos rzeką jeszcze przez kilka godzin. Niestety większość pasażerów, którzy już byli mi znajomi, wysiada w Naucie, łącznie z Rosą. Pojawiają się za to nowi: staruszek z żoną i córką, który widząc mnie czytającą książkę pyta się czy to Biblia, a po krótkiej rozmowie błogosławi mi. Rozmawiam z ludźmi, spaceruję po dachu statku, podziwiam szeroką rzekę i krajobrazy dżungli. Mam też szansę obejrzeć niesamowity zachód słońca, który barwi wody Amazonki na złoto.

Niepokoić zaczynam się gdy zapadają kompletne ciemności i podróż powoli dobiega końca, a ja uświadamiam sobie, że znajdę się wieczorem po ciemku w porcie zupełnie nieznanego miasta, w dodatku nie wiedząc gdzie będę nocować. Jednak moje obawy jak zwykle okazują się próżne. Kiedy powoli pakuję swoje rzeczy i zwijam hamak, podchodzi do mnie przemiła kobieta. Pyta z niepokojem czy jestem sama i kiedy odpowiadam twierdząco, woła swojego męża i mówi, że port jest niebezpieczny i zadzwonią po swojego syna, aby mnie odebrał i pomógł mi znaleźć nocleg. W oddali widać już światła Iquitos, legendarnego miasta w dżungli. Nie umiem wyrazić swojej wdzięczności, kiedy syn poznanych na statku ludzi faktycznie przyjeżdża po mnie motorikszą i bezpiecznie odstawia do hostelu w centrum miasta, którego adres miałam zapisany w swoich notatkach. Okazuje się być niesamowitą osobą i jest kompletnie bezinteresowny. Przed snem idę jeszcze na główny plac, który jest jasny, kolorowy i pełen ludzi. Tam poznaję kolejną osobę, która swoją życzliwością uczyni mój pobyt w Iquitos niezapomnianym. Po raz kolejny w podróży przekonuję się, że wszędzie na świecie to ludzie tworzą klimat i piękne wspomnienia. Przyroda tak, miejsca tak… ale bez ludzi nic nie miałoby takiej wartości.
La cuarta parte: el viaje por los ríos Marañón y Amazonas

En Lagunas me entero de que esta noche va a pasar por el río una lancha para Iquitos. Desgraciadamente, sólo a las 5 de la mañana. Compro un pasaje en el puerto y alquilo una habitación para arreglarme después de la expedición a la selva y descansar antes de un viaje de dos días en lancha. A las 3 de la madrugada Lagunas se esconde en tinieblas. Un conocido me lleva al puerto donde esperan también otros pasajeros. De nuevo resulta que tengo mucha suerte: algunos esperan desde hace algunos días para el barco a Iquitos que debía salir de Yurimaguas mucho tiempo antes. Bueno, tenía que esperarme a mí… Es bastante más grande que la lancha en la que llegué a Lagunas, se llama “Eduardo II”. Coloco mi hamaca entre otras en la cubierta inferior e intento dormir por lo menos un ratito. Estoy cerca de la sala de máquinas por eso hace mucho ruido, pero también cerca de la cocina y los servicios higiénicos pues hay mucha gente pasando. Por la mañana un sonido fuerte del gong anuncia el desayuno, todos hacen una cola hacia la cocina con un envase de plástico en la mano. Durante los próximos dos días la vida en el barco va a seguir el ritmo de las comidas.

Si tengo que pasar aquí tanto tiempo, hay que empezar a familiarizarme no sólo con el espacio sino también con los vecinos. Noto a una mujer mayor que pasea por el bordo… a un perrito. Le hablo y empezamos a conversar. La magia de viajar funciona de nuevo: durante la próxima hora escucho historias maravillosas sobre los antepasados españoles de la mujer que vinieron a la selva en busca de aventuras, entre ellos su tío que se llamaba Alfonso Graña y se convirtió en un rey de los indios jíbaros. Después de volver del viaje buscaré su historia en Internet y ¡resultará verdadera! Cuando la mujer se entera de que soy de Polonia, me cuenta también que cuando era joven y Juan Pablo II visitó Iquitos, ella soñó a él enseñándole un número con el que luego ganó su casa en un sorteo. Está convencida de que gracias a él conoció a su marido y tiene hijos maravillosos. Ahora está yendo con su hija al encuentro con su hijo y su marido que es un ingeniero geólogo y trabaja en la construcción del ferrocarril que dentro de unos años va a unir Yurimaguas con Iquitos.

Eso no es el fin de mis nuevas amistades. Cuando otros pasajeros se enteran de que hablo castellano, empiezan solos a hablarme. Así es en el caso de una joven mujer embarazada que viaja con su marido y tiene su hamaca al lado mío. Se llama Rosa y cuando se entera de que visité la Pacaya-Samiria, empieza a contarme sobre su padre que también trabajó de guía cuando ella era una niña. De las conversaciones sobre la selva pasamos a hablar sobre la vida, el amor, las relaciones, los niños, la sonrisa… Rosa habla todo el tiempo, levantando la voz para superar el ruido de las calderas. Es una mujer muy especial y maravillosa, alegre y abierta que me enseña muchas cosas sabias e importantes.

Los paisajes siguen siendo típicamente amazónicos: el río ancho de color pardo, la selva verde y frondosa a sus orillas. De vez en cuando nuestros ojos ven pueblos pequeños, muchas veces abordamos a la orilla, cambian pasajeros y productos, en un momento aparecen unos vendedores de loros verdes que dan alaridos, hay pasajeros que los compran. La cocina sirve comida pero Rosa todo el tiempo me ofrece dulces o frutas raras. Algunas pruebo por la primera vez. Finalmente llega la noche que paso en mi hamaca. ¡Qué modo más cómodo de viajar!

La mañana siguiente resulta que vamos a llegar con un atraso grande a Nauta. Nauta es una localidad que ya está vinculada con Iquitos por la carretera y de allí se tardan dos horas en llegar a la ciudad. Cerca de Nauta, el río Marañón por el que íbamos hasta ahora, se une con el río Ucayali para convertirse en el famoso Amazonas. Las aguas de ambos ríos tienen colores distintos y se ve perfectamente el lugar donde se unen. Me quedo a bordo para continuar el viaje a Iquitos por el río durante las próximas horas. Desgraciadamente, la mayoría de los pasajeros ya familiares para mí, baja en Nauta, Rosa también. Pero aparecen nuevos: un ancianito con su mujer y niña que viéndome leer un libro, me pregunta si es la Biblia y después de una conversación corta, me bendice. Hablo con gente, me paseo por el bordo superior del barco, admiro el ancho río y los paisajes. Tengo también una posibilidad de apreciar una maravillosa puesta del sol que pinta las aguas del Amazonas de color dorado.

Empiezo a preocuparme un poco cuando se hace de noche y la travesía poco a poco llega a su fin. Me doy cuenta de que voy a encontrarme sola en el puerto de una ciudad desconocida sin saber dónde dormir. Pero mis inquietudes otra vez son vanas. Cuando lentamente hago mi mochila y enrollo mi hamaca, se me acerca una mujer muy amable. Me pregunta con preocupación si estoy sola y cuando confirmo, llama a su marido y dice que el puerto es peligroso y que van a llamar a su hijo para que me acompañe y me ayude a encontrar un hostal. En la lejanía ya se ven las luces de Iquitos, la ciudad legendaria en la selva. No soy capaz de expresar mi gratitud cuando el hijo de la gente conocida en el barco me lleva en mototaxi, segura, al hostal en el centro de la ciudad cuya dirección tenía apuntada. Es una persona maravillosa y totalmente altruista. Antes de dormir voy a ver todavía la Plaza de Armas que está iluminada, llena de colores y de gente. Allí encuentro a otra persona que va a hacer mi estancia en Iquitos inolvidable gracias a su amabilidad. Otra vez durante el viaje me doy cuenta de que en todos los lugares del mundo es la gente que crea el ambiente y los recuerdos preciosos. La naturaleza sí, los lugares sí… pero sin los hombres nada tendría el mismo valor.









Więcej zdjęć / más fotos:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

O MNIE

Ola, studentka filologii hiszpańskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pobyt w Peru to spełnienie moich marzeń. Serdecznie zapraszam do poznawania wraz ze mną tego fascynującego kraju! Kontakt

CHCESZ UCZYĆ SIĘ HISZPAŃSKIEGO? JEŚLI JESTEŚ Z KRAKOWA TO ZAPRASZAM NA LEKCJE DO MNIE! Kontakt powyżej :)

Zainteresowanych zapraszam również na mojego bloga poświęconego hiszpańskiemu Camino de Santiago.


SOBRE MÍ

Me llamo Ola, soy estudiante de Filología Hispánica en la Universidad Jaguelónica de Cracovia. La estancia en Perú es mi sueño cumplido.
Queridos amigos hispanohablantes, perdón por los errores, todavía me queda mucho que aprender.

Archiwum / Archivos